Skip to main content

Lazur morza, słońce i zapach suchych ziół – z tym kojarzy mi się Chorwacja. Do tego kraju wróciliśmy po kilkuletniej przerwie, w związku z pandemiczną sytuacją w Europie. Zależało nam na urlopie w takim miejscu, do którego dojedziemy samochodem, by w razie kolejnego lockdownu móc sprawnie wrócić do kraju, a jednocześnie chcieliśmy uniknąć testów i kwarantanny, które były obowiązkowe w wielu europejskich państwach.

Tak wybór padł Chorwację.

Nasza poprzednia wizyta na Chorwacji, kilka lat temu, nieszczególnie dobrze mi się kojarzy. Owszem, odpoczęliśmy od pracy, ale poza tym mieliśmy wrażenie, jakbyśmy urlop spędzali nad Zalewem Zegrzyńskim.

Morze jak morze, wybrzeże porośnięte krzewami, nic szczególnego. Byliśmy wówczas na Istrii, na północy Chorwacji, a kraj ten świeżo przystąpił do Unii Europejskiej.

Różnice w jakości infrastruktury w porównaniu nawet do Polski były porażające. Było biednie i nieco brudno, pobocza straszyły śmieciami. Pewnie dlatego Chorwacja w ogóle nas nie pociągała. Dopiero  kolejny covidowy rok zmusił nas do zmiany takiego podejścia. I dobrze!

Tym razem wybraliśmy półwysep Pelješac w Dalmacji. Niesamowity przyrodniczo i krajobrazowo, tętniący zielenią i błękitem Adriatyku. Wypełniony majestatycznymi wzgórzami, porośnięty gajami oliwnymi i winnicami. Prawdziwy śródziemnomorski raj. 

W trakcie dwutygodniowego pobytu zwiedziliśmy większość miasteczek półwyspu, skosztowaliśmy pysznej tamtejszej kuchni i sporo spacerowaliśmy w nieznane malowniczymi wiejskimi dróżkami. 

To, co urzekło nas najbardziej na Pelješacu to niesamowity miks roślin, które w słońcu wydzielają kojące olejki eteryczne. Nawet przydrożne chwasty wydawały się urocze i takie były, bo cały półwysep porastały łany rozmarynu i lawendy. Nasze przechadzki trwały godzinami, bo ciągle zatrzymywałam się przy jakiejś roślinie, która mnie zachwycała. 

Przyroda Pelješacu jest niesamowita. 

Na Pelješac wybraliśmy się na przełomie maja i czerwca. To idealny czas na urlop, ze względu na świetną pogodę, umiarkowaną temperaturę (ok. 25 stopni) i bardzo małą liczbę turystów.

Świetnym terminem z pewnością byłby także wrzesień lub październik, choć wówczas ryzyko deszczu jest większe. 

Chorwacką walutą jest kuna i czymś innym często płacić się po prostu nie da. Co więcej preferowana  forma to gotówka, w wielu miejscach nie można płacić kartą, nie mają terminali. Tak jest nie tylko w wielu winnicach, ale też w restauracjach.

Dodajmy, że w chorwackiej restauracji nie jest tanio. Za podstawowy posiłek trzeba zapłacić 50 zł od osoby. Wszystko jednak jest ultrasmaczne. 

Na Peljesacu szczególnie polecamy konobę Portun w Potomje, niesamowite rodzinne miejsce z pysznymi lokalnymi daniami. W okolicach Drace z różnego rodzaju muszli słynie przydrożny bar Sutvid.

Pyszne muszle są także w Loviste w restauracji na końcu molo. W Ston smacznie zjecie w konobie Bakus. A przepyszne croissanty z obłędnym kremem pistacjowym można dostać w Orebicu w cukierni Croccantino.