Skip to main content

Perfekcjoniści, żeby nie powiedzieć pedanci, tak mają. Musi być ładnie, nawet jeśli chodzi o półkę w garażu. Strasznie wkurzał mnie wieczny chaos, jaki na niej panował – słoiki z przetworami ustawialiśmy tak, jak akurat wychodziły z kuchni. W związku z tym przetwory zeszłoroczne stały z tyłu półki, tegoroczne ogórki miksowały się ze słoiczkami z dżemem. Może nie kłuło by mnie to tak bardzo w oczy, gdyby nie fakt, że w garażu jestem przynajmniej dwa razy dziennie, więc półka z przetworami regularnie przypominała mi o swoim smutnym, chaotycznym istnieniu.

Musiałam powiedzieć temu stop, inaczej wspomniany perfekcjonizm by mnie wykończył. Problem w tym, że nie miałam pomysłu jak ogarnąć cały system. Uznałam, że półce w garażu też czasami należy się katharsis, dlatego w pierwszej kolejności na niej posprzątałam, przy okazji przynajmniej z grubsza segregując przetwory.

To jednak tylko połowa sukcesu. Zdecydowanie potrzebowałam jakiegoś systemu oznaczania przetworów, bo już kilka dni po ich wyprodukowaniu zapominałam, co jest w słoiku. Naklejki na pewno odpadały – dotychczasowe moje doświadczenia z nimi były raczej negatywne. Naklejam i jest pięknie. A potem pozbądź się człowieku takiej naklejki (nawet tej, która miała się odklejać bezproblemowo)… Sama nie odchodzi, w myciu obkleja cały słoik, resztki papieru zostają nawet po zmywarce. Masakra. Może kiedyś wyprodukuję sobie sama naklejki, które nie zostawiają kleju przy ich usuwaniu, na razie jednak musiałam znaleźć inny sposób.

Dla uroku słoiczków postawiłam na materiałowe kapturki. To w sumie po nic potrzebne, ale wygląda ładnie. Po opróżnieniu zawartości słoika materiał upiorę i będę mogła wykorzystać w kolejnym roku. A jak rozwiązałam problem oznaczenia tego co jest w słoiku? Po prostu przyczepiłam ładną karteczkę. Banalnie proste, a działa. Nie będę musiała się z tym mocować przy usuwaniu, wystarczy przeciąć nożyczkami i do kosza. Do tego wygląda całkiem ładnie.

Pewnie zadajecie sobie pytanie, czy to oznaczanie słoików rzeczywiście jest takie ważne. Dla mnie jest. Dotychczas do spiżarni przetwory trafiały losowo, słoiki się miksowały, często nawet nie wiedziałam z jakiego są roku. Raczej zjadamy większość przetworów w ciągu jednego roku, ale różnie bywa. W takiej sytuacji warto byłoby wcześniej sięgnąć po starsze słoiki. Problem w tym, że nie wiem, które są starsze, bo hejtując naklejki w żaden sposób nie oznaczyłam przetworów. Inny problem to zawartość. O ile ogórki kiszone łatwo rozpoznać, o tyle rozróżnienie dżemu z jagody kamczackiej, jagody i jeżyny jest w zasadzie niemożliwe, a czasami ma się ochotę na bardzo konkretny smak (dam się pokroić za dżem z jagody kamczackiej).

A poza tym uważam, że trzeba otaczać się pięknem. Za każdym razem będąc w garażu na pewno uśmiechnę się do moich ładnych słoików z przetworami 🙂