Niektóre warzywa na domowym parapecie stają się wiotkie i długie, jakby wyciągały łodygi do słońca. Najczęściej to znak, że brakuje im światła, a bywa też, że jest im za ciepło. Na takie warunki szczególnie wrażliwe są warzywa, które lubią rosnąć w chłodzie: sałata, kapusta, kalarepa czy jarmuż.

Jest sporo gatunków, które znacznie lepiej niż w domu będą się czuły w nieogrzewanej szklarni, inspekcie czy foliaku. Do przechowywania roślin w chłodniejszych warunkach nada się nawet przezroczyste plastikowe pudło, trzeba jednak pamiętać o wietrzeniu – uchylaniu wieka co jakiś czas, by z nadmiaru wilgoci nie zaczęły się rozwijać choroby grzybowe.
Po skiełkowaniu takie warzywa warto wynieść właśnie do chłodniejszego, ale nadal jasnego miejsca, jednak pilnując prognoz pogody. Niektóre zniosą kilkustopniowe przymrozki, jednak warto dmuchać na zimne – gdy tylko temperatura zbliża się lub przekracza zero, najlepiej okryć je np. agrowłókniną. Przy większych mrozach przyda się kilka warstw, a nawet koce.
Przy okrywaniu świetnie sprawdzają się wielodoniczki ze szklarenką, która podtrzymuje materiał, by nie połamał roślin.

Rośliny przenoszone z domowego rozsadnika w chłodniejsze warunki warto przyzwyczaić do zmiany temperatury przez tzw. hartowanie. Przez kilka dni codziennie należy wynosić je do szklarni w ciągu dnia na coraz dłużej, by w końcu zostawić tam na stałe.
W mojej szklarni od końca lutego mieszkają już rozsady:
- cebuli z siewu
- pora
- sałaty
- kapusty, pak-choi i kalarepy
- kwiatów mniej i bardziej odpornych na chłód: orlayi, aminków, dzikiej marchwi, lewkonii, lwich paszczy, zatrwianów, ostróżeczek, groszków, czarnuszki, chabrów i scabiosy
Przenoszę tam też trochę nietypowe rozsady: rzodkiewki, bobu, groszku cukrowego i kiełkujące dymki.
Uwaga! Rośliny ciepłolubne: papryki, bakłażany, pomidory i selery takich chłodnych warunków nie zniosą, one potrzebują ok. 20 stopni ciepła.
