Od św. Anki zimne wieczory i ranki – mówi staropolskie przysłowie. Niestety, ta mądrość ludowa ma wiele wspólnego z rzeczywistością, wraz z nadejściem sierpnia wyraźnie czuć, że dni stają się krótsze, a na wieczorny spacer trzeba wziąć dodatkowe okrycie. Zupełnie się tym nie martwię.

Sierpień napawa mnie lekko nostalgicznie, zachęca do tego, by zwolnić, chwilę odetchnąć po intensywności czerwcowej lipcowej pełni sezonu.
Świadomość, że teraz musimy zaakceptować ogród i warzywnik taki, na jaki pozwolił nam ten sezon jest niezwykle kojąca. Za niczym nie trzeba już gonić.
Co wyrosło – rośnie, co trzeba zebrać, powoli się zbiera, nic już nie da się naprawić, a jedyne co nam pozostało, to zastanowić się czy jeszcze możemy coś wysiać na jesienny zbiór i zaplanować sadzenie i sianie warzyw, które zimę spędzą w gruncie.

Uwielbiam sierpień za plony. Wyrywanie z ziemi dorodnej marchewki, która przecież dopiero co trafiała do gleby w postaci małego ziarenka, daje mi niesamowite poczucie sprawczości. Strasznie lubię krzątać się po warzywniku z koszykiem i zbierać warzywa, które już dojrzały, a potem zamieniać je w pyszne dania.

Cebula i czosnek schnące na powietrzu są dla mnie jak małe dzieła sztuki. Koszyk dojrzałych pomidorów zawsze wywołuje uśmiech, podobnie zresztą jak smak ogórków prosto z krzaczka, takich chrupiących, lekko słodkich.
Warto cieszyć się takimi chwilami i je celebrować.

Staram się nie marnować plonów i tak planować zbiory, by trafiały na nasze talerze przez cały tydzień. To czas, kiedy bardzo rzadko robimy zakupy, bo większość potrzebnych nam produktów mamy w ogródku, a chleb pieczemy sami. Jeśli czegoś nie jesteśmy w stanie zjeść na bieżąco, zamykam to w słoiki lub mrożę.

W sierpniu coraz więcej rabat staje się pustych. To czas zbioru czosnku i cebuli (to, że są już dojrzałe poznacie po żółknących szczypiorach, a w przypadku cebuli będą się one także łamały). Z grządek znikają krzaczki ziemniaków, rządek marchewki staje się coraz krótszy, a pierwsza wiosenna fasolka przestaje plonować.
Puste miejsca można wykorzystać siejąc warzywa na poplon.

Już trochę za późno na większość warzyw (o terminach siewu na jesienny zbiór pisałam w jednym z wcześniejszych artykułów), ale nadal jest wiele takich, które siane w sierpniu, dadzą zbiory jesienią.
U mnie na grządce po ziemniakach zaczyna już kiełkować rzodkiewka, wystawiając nad ziemię charakterystyczne serduszkowate listki. Rozsada sałaty (moja jest siana w lipcu, ale na lokalnych bazarkach nadal można znaleźć gotową) idzie w miejsce po fasoli, a w gruncie pęcznieją już nasiona dwóch odmian szpinaku.
W pierwszym tygodniu sierpnia będę jeszcze siała sałatę na zimowanie, roszponkę i rukolę.

Wolne miejsca zapełniam też rozsadą warzyw sianych na przełomie czerwca i lipca: kalarepą, kapustą pekińską, pak-choi i brokułami gałązkowymi. Do tych warzyw o tej porze roku lubią dobierać się gąsienice, niemal doszczętnie objadając listki, więc warto je teraz szczególnie monitorować.
Mam już pierwsze przemyślenia z tego sezonu – co poszło dobrze, a co chciałabym zrobić inaczej, co wymaga zmiany, a co wręcz przeciwnie, świetnie się sprawdza. Staram się notować na bieżąco wszystkie takie przemyślenia, by jak tylko czas na to pozwoli wprowadzać poprawki w warzywniku.

Każdy kolejny sezon to niesamowita nauka i nie chcę, żeby cokolwiek mi uciekło.
Tym razem po raz pierwszy myślę o eliminowaniu niektórych warzyw z ogródka, szczególnie takich, które zajmują sporo miejsca, a dają niewielki plon. Rozważam też małą rewolucję w samym ogrodzie, chciałabym diametralnie przearanżować przedogródek.
No widzicie! Jak może mi być szkoda odchodzącego sezonu, skoro kolejny już się do mnie uśmiecha z ekscytującymi projektami?
