Skip to main content

Przyznam szczerze, że nie jestem nasionowym ortodoksem. Owszem, ważne jest dla mnie ekologiczne pochodzenie nasion i jak najmniejszy negatywny wpływ ich produkcji i logistyki sprzedaży na środowisko, ale wystarczy, że wpadnie mi w oczy opakowanie nasion, które w jakiś sposób mnie zaciekawią (np. inna odmiana) i jeśli tylko nie mają na opakowaniu napisu, że zostały wyprodukowane w laboratoriom, pod mikroskopem, przy użyciu tony pestycydów i licznych modyfikacji genetycznych, to raczej je wezmę.

Nie jestem też wielką fanką nasion z oznaczeniem F1 (czyli takich, które, upraszczając, dobierane są w taki sposób, by kumulowały w sobie jak najwięcej pozytywnych cech swoich rodziców; są więc np. bardziej plenne, odporne na choroby), ale gdybym pokazała Wam mój koszyk z nasionami, to znaleźlibyście w nim co najmniej kilka paczuszek z właśnie takim symbolem. Dlaczego? Dlatego, że zauroczyły mnie te konkretne odmiany warzyw czy kwiatów.
Za nasionami F1 nie przepadam dlatego, że wypierają stare tradycyjne odmiany, jak dla mnie najsmaczniejsze, choć często trudniejsze w uprawie, bardziej wrażliwe. Są jak Mc Donald świata roślin. Jednak to efekt pracy naukowców, którzy dla ogrodników tak długo selekcjonowali poszczególne krzyżówki, podkreślmy – drogą naturalną – aż trafili na tę idealną.

Staram się z założenia omijać szerokim łukiem półki z nasionami w supermarketach, które zalewają stoiska sezonowe wczesną wiosną. Większość z nich to nasiona marnej jakości, tanie, ale z najniższej półki. Nie wspomnę już o tym ile razy zdarzyło mi się kupić w takim miejscu nasiona pomylone (np. miła być limonkowy tytoń ozdobny, był wielokolorowy, niska aksamitka urosła po pas). Szkoda mi inwestować mój czas i pieniądze w coś tak niepewnego.

Zawsze wybieram nasiona od sprawdzonych dostawców – w internecie (np. Allegro) od tych, którzy sprzedają od lat i mają dużo dobrych opinii. Mam też to szczęście, że blisko domu mam sklep z nasionami PNOS Ożarów, starego polskiego producenta. Lubię nasiona od Legutko i Vilmorin.

W tym roku spełniłam moje marzenie o zamówieniu nasion z amerykańskiej firmy słynącej z nasion starych, tradycyjnych odmian – Bakercreek. To firma rodzinna, pozyskująca stare nasiona niemal z całego świata. Tym większa radość dla mnie z takich zakupów.
Takich firm jest więcej – wystarczy trochę poszukać, a z pewnością na nie traficie i Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii, Niemczech, czy Holandii. Nie wiem czemu zwlekałam tyle z tym zamówieniem, zbierałam się do tego ze dwa lata. Wydawało mi się, że zamówienie ze Stanów będzie jakaś szczególną, trudną procedurą. Wcale nie. Zamówiłam, zapłaciłam, trzy tygodnie później cieszyłam się z przesyłki pełnej niesamowitych nasion.

Paczka nasion paczce nasion nierówna. Jeśli wahacie się, którą wybrać porównajcie zawartość pod kątem wagi, terminu przydatności, czy też sposobu pakowania – te w hermetycznych paczuszkach lepiej się przechowują niż nasiona wsypane wprost do papierowego opakowania, które będą bardziej wrażliwe na warunki przechowywania.

Wśród nasion są też takie dostępne na taśmie, w specjalnych otoczkach i nasiona w różny sposób zaprawiane. To zaprawianie mnie mało kręci, bo najczęściej wykonywane jest za pomocą chemii, ale oczywiście zdarzają się również nasiona zaprawiane naturalnymi środkami. Różnie też bywa z otoczkami – część ma tylko naturalne składniki, część niekoniecznie. Po nasiona na taśmie sięgam rzadko, ale to dobre rozwiązanie przy wysiewie rzodkiewki, marchwi czy pietruszki, kiedy nasiona powinny być siane w odpowiednich odstępach, a są na tyle drobne, że trudno je ręcznie w taki sposób rozmieścić (choć ja tak robię i uwierzcie – da się).

Małe podsumowanie

  • kupuj nasiona sprawdzonych producentów, najlepiej w centrach ogrodniczych i w internecie
  • nie daj się skusić na promocje supermarketowe i nasiona marek własnych sieci handlowych – ok, czasami da się tam znaleźć perełki, częściej jednak niekoniecznie
  • uważaj na nasiona z bazaru – różnie bywa z warunkami ich przechowywania
  • kupując nasiona w internecie postaraj się dobrze zweryfikować dostawcę
  • wybieraj sprawdzone odmiany
  • im mniej udziwnień – zapraw, otoczek itp., tym lepiej
  • nasiona pakowane w hermetyczne torebeczki (da się je wyczuć w torebce z nasionami) będą się przechowywały lepiej
  • czytaj opakowania – chemia czai się wszędzie
  • zwracaj uwagę na termin przydatności do wysiewu

Ja najczęściej szukam nasion naturalnych, najchętniej tradycyjnych odmian, jeśli tylko się da – ekologicznych, ale tak jak już wspominałam – nie jestem ortodoksem. Póki co szkoda mi rezygnować z nietypowych odmian, a takie najczęściej można spotkać w mieszańcach F1.

Zakupy zawsze zaczynam od przejrzenia mojego koszyka z paczkami nasion z poprzednich lat. Sprawdzam terminy przydatności, co mam, a czego mi brakuje. Następnie spisuję listę i bez niej nie ruszam się do sklepu. Uwierzcie, że mimo najszczerszych chęci trudno jest zapamiętać, to, czego brakuje. Do tego dochodzi szok poznawczy, jakiego doznajemy w sklepie na przededniu sezonu. Nasion jest tak dużo, a wybór odmian tak szeroki, że można wpaść w zakupowe szaleństwo. Lista tu zdecydowanie pomaga, bo na pewno weźmiemy to, czego nam potrzeba, niczego nie pomijając, a reszta zależy już tylko od miejsca w ogrodzie i zasobności portfela.