To był kosmicznie dziwny sezon. Zaczęłam pełna zapału, rozplanowałam wszystko idealnie, a potem los miał z moich planów niezły ubaw.
Zaczęło się od tego, że postanowiliśmy po raz pierwszy spędzić cały sezon na miejscu. Żadnych urlopów w lipcu czy sierpniu. Wyjechaliśmy na wakacje w marcu, planując drugi wyjazd dopiero w listopadzie lub grudniu. To by oznaczało, że wreszcie wykorzystamy potencjał domu i ogrodu w lecie. Brzmiało jak super plan.
Tuż przed marcowym urlopem zdążyłam jeszcze wysiać pomidorki. Bałam się, że jak wrócimy mogę mieć w pracy pourlopowe urwanie głowy i nie zdążę, a zgodnie z planem wracaliśmy mocno pod koniec marca. Chyba Opatrzność nade mną czuwała, że tak zrobiłam. W międzyczasie, gdy już byliśmy na urlopie, epidemia koronawirusa zamieniła się w pandemię i świat zamknął granice. A my utknęliśmy tysiące kilometrów od domu.
Wróciliśmy w kwietniu. Przygoda super, ale gdyby nie to, że coś mnie tknęło by wysiać nasiona przed wylotem, pomidorów własnych w tym roku bym nie miała.
Po wylądowaniu od razu trafiliśmy do kwarantanny. Super, mogliśmy pracować z domu, więc rozstawiłam swoje „biuro” w pokoju z rozsadą i mogłam jej doglądać jednocześnie pracując. Pojawił się jednak problem: skąd będąc w kwarantannie wziąć rozsadę pora i selera, których nigdy nie sieję ze względu na czas produkcji? Na szczęście w międzyczasie otworzyli sklepy ogrodnicze i bazary, a my skończyliśmy kwarantannę, unikając koronawirusa.
Nie mogę pominąć tematu pogody. Ten rok był koszmarnie zimny i mokry. Przymrozki zdarzały się jeszcze po „zimnych ogrodnikach”, a poza tym temperatura nie przekraczała 20 stopni w dzień. Noce były wręcz bardzo zimne, po kilka stopni. W lipcu i sierpniu nieco się poprawiło, ale noce nadal pozostały chłodne. Tylko dwa razy w tym sezonie daliśmy radę spędzić wieczór na tarasie, poza tym chłód wyganiał nas do domu.
No dobra, ale jak zaczęły sezon nasze warzywa?
Najpierw zabrałam się za wysiew cebuli i papryk. Zrobiłam to na początku lutego, bo rośliny te potrzebują dużo czasu na wzrost. Postawiłam na podłużne odmiany cebuli Tosca oraz Rosa lunga di Firenze i zdecydowanie się na nich nie zawiodłam. Wyszły super, nawet lepiej niż dymka. Oczywiście dymkę też sadziłam, jednak dopiero pod koniec kwietnia.
Na początku marca posiałam pomidory i bakłażany i włączyłam doświetlanie roślin. Ono odpala się automatycznie, więc nawet w trakcie naszego urlopu, w pochmurne dni, roślinki miały sporo światła.
Jeśli chodzi o pomidory, to postawiłam na 21 odmian, powoli chcę wybrać te, które najbardziej się u nas sprawdzą i zostać przy nich, wprowadzając co roku 2-3 testowe i być może rezygnując z jakichś, które nam się znudzą lub przestaną się sprawdzać. Pełną listę testowanych przez nas odmian wraz z opisami obserwacji opisuję w oddzielnym artykule.
Muszę się Wam przyznać, że po dziesięciu latach hodowania pomidorów popełniłam dosyć podstawowy błąd, który przez cały sezon rzutował na jakość plonów. Mimo, że widziałam wiele prognoz, które jednoznacznie pokazywały, że po zimnych ogrodnikach temperatury będą jeszcze zbyt niskie dla pomidorów, ja uznałam, że się nie przejmuję i sadzę. To dlatego, że krzaczki były już mocno wyrośnięte i nie chciałam ich dalej męczyć. A wystarczyło przesadzić je do większych doniczek i jeszcze lepiej nawozić. Cóż. To moja nauka z tego sezonu.
Pomidory w szklarni, które wysadziłam kilka dni przed zimnymi ogrodnikami ucierpiały najbardziej – one zostały lekko dotknięte przymrozkiem. Owocowały bardzo słabo. Zwykle nie jestem w stanie przerobić zbiorów, tym razem w zasadzie nie było nadwyżek. To samo z pomidorami w warzywniku na tarasie. Sadziłam je pod koniec maja, ale noce nadal były bardzo zimne. Było po nich widać, że wcale im się to nie spodobało. Na dolnych gronach owoce w zasadzie się nie wykształciły. Sprawy nie ułatwiał fakt, że często było pochmurno, wiec ultra światłolubnym pomidorom brak słońca zdecydowanie nie pomagał.
Zdecydowałam się też na cztery odmiany papryki: Zulu, Corno di Toro, zwykłe jalapeno oraz purpurowe jalapeno. Jak wyszły? Purpurowe jalapeno super. Za to pozostałe bardzo długo nie dojrzewały, zapewne z powodu chłodnej pogody.
To był też rok ostatecznego zmierzenia się z bakłażanami. Przez trzy lata hodowałam Black Beauty i przez ten czas doczekałam się dosłownie jednego owocu, mimo, że zapewniałam tym roślinkom wszystko, czego potrzebowały. Doszłam do wniosku, że problem może być w odmianie i się nie pomyliłam. Kupiłam nasiona Long purple i Violetta di Firenze i Listada di Gandia. Long purple okazał się bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Zaczął owocować wcześnie i kontynuował aż do końca sezonu. To mnie zmusiło do szukania nowych przepisów na jego wykorzystanie i tak trafiłam na musakę (którą owszem znałam, nigdy nie próbowałam, ale uważałam, ze nie może być dobra; o tym jak bardzo się myliłam więcej piszę na blogu).
Zaowocowała też Violetta di Firenze, ale miała tylko dwa, choć bardzo piękne, pękate owoce. W przyszłym sezonie będę chciała przetestować jeszcze inne odmiany, może białe.
Hit: siana cebula
Na pewno w kolejnych sezonach będę stawiała w większości na podłużne odmiany cebuli. U mnie wyszły super. Są duże, dorodne, a przede wszystkim rosną zdrowo, w przeciwieństwie do dymki, która złapała jakąś chorobę. Fajnym patentem na cebulę było też posadzenie jesienią dymki w szklarni. Zostało mi kilkanaście cebulek i szkoda było je wyrzucić. Nie rokowała, naprawdę, byłam pewna, że nic z tego nie będzie. Tymczasem w czerwcu miałam dorodne cebule, bardzo smaczne, słodkie. Kryły się pod ziemią, więc nawet nie widziałam, że tak ładnie urosły, bo można je było zbierać już wcześniej.
W tym roku udało mi się dostać zimową dymkę, którą można sadzić w gruncie. Na pewno ją przetestuję, bo bardzo spodobał mi się taki wczesny zbiór.
Co roku obiecuję sobie, że posadzę więcej czosnku, tak robię i nadal mam go za mało. Czosnek bardzo przydaje nam się w kuchni, więc nie trzeba mu żałować miejsca w warzywniku. Tradycyjnie sadzę go w październiku, zbieram koło połowy lipca. Jesienne sadzenie pozwala uzyskać zdecydowanie większe główki.
Ogórki lubią ciepło
Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o ocenę tegorocznych plonów ogórków. Niby zbiory były całkiem niezłe, ale ogórki późno wystartowały ze względu na zimne noce.
I tu kolejna nauczka na przyszły sezon: ogórki naprawdę warto okrywać, rosną wtedy dwa razy lepiej. Ja nigdy tak nie robiłam, sprawdziłam dopiero na ogórkach hodowanych w donicy i wyszły genialnie! Rosły bardzo ładnie.
Natomiast zupełnie nie udały się ogórki wysiewane pod koniec czerwca i pod koniec lipca. W ogóle nie urosły, dopadła je jakaś choroba. Na szczęście na zasadniczej rabacie plony mieliśmy aż do połowy września.
Korzeniowe wyszły nieźle
Marchewki to była trochę przygoda. Kupiłam piękne, purpurowe nasiona, płacąc za nie jakiś majątek jak na ceny nasion, ale było warto. Udała się piękna i bardzo smaczna. Odmiana pomarańczowa i biała z kolorowego miksu za to wyszły słabo, rozwidliły się lub urosły małe.
Na miks postawiłam tez w buraczkach. Siałam je w trzech turach, by mieć stały dostęp do młodych bulwek i to się udało. Tak poznałam żółte buraczki. Najpyszniejsze ze wszystkich! Nie do końca jestem za to zadowolona z odmiany chioggia, z miksu, bardzo szybko przerosła i była łykowata, choć na pewno na zdjęciach wygląda pięknie :).
Az trzy razy musiałam siać pietruszkę, żeby w efekcie tych zabiegów mieć… jeden rządek słabej i drobnej natki. Pod ziemią jeszcze gorzej – korzonki grubości małego palca u ręki. Na szczęście pietruszkę zawsze w większości zostawiam w ziemi bo uwielbiam świeżą natkę na przedwiośniu, więc strata niewielka.
Kapusta nie, jarmuż tak
Właśnie chciałam napisać, ze właściwie to zrezygnowałam z kapustowatych, ale uświadomiłam sobie, że to nieprawda. Wiosną miałam piękną purpurową kalarepę, nie mogło też u mnie zabraknąć jarmużu. Kalarepa wyszła super, bo miała dużo wody, ze względu na nieustanne deszcze. Muszę pamiętać, żeby na przyszłość dobrze ją podlewać, zdecydowanie jej to służy. Jarmuże też udały się pięknie, choć oczywiście walczyłam z mączlikiem. Taka tradycja już chyba. Jak w końcu znajdę sposób, by raz a dobrze się go pozbyć to będę najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
Od kilku lat stawiam na cztery odmiany jarmużu: kędzierzawy zielony niski i wyższy, kędzierzawy fioletowy i toskański, o mniej karbowanych liściach.
W tym roku, podobnie jak w poprzednich latach, posadziłam morze sałaty. Zawsze wiosną wybieram kilka kolorów i uzupełniam nią puste jeszcze miejsca w warzywniku, żeby nie było smutno zanim warzywa zapełnią skrzynie.
Wielka trójka
W tym roku postanowiłam bardziej przyłożyć się do uprawy dyń, które do tej pory udały mi się tylko raz, kiedy rosły w gruncie. Udało się połowicznie. Dobrze wystartowałam, skrzynki solidnie nawiozłam, ale potem dynie żarłoki zużyły cały nawóz i przestały owocować. Efektem są dwie dynie hokkaido i dwie szare (oczywiście zgubiłam etykietę z nazwą). Sama przygotowałam rozsadę dyń, dzięki czemu w momencie sadzenia miałam dorodne sadzonki już z zawiązanymi pąkami kwiatowymi. Nasiona siałam w kwietniu.
Do dyń dodałam kukurydzę wraz z fasolą, bo to trójka, która bardzo lubi swoje towarzystwo. Fasola udała się bardzo. Wyszła super, kolby były piękne, jedyny minus był taki, ze zerwałam je zdecydowanie zbyt późno, zaczęły już być lekko twarde. Nic to, kolejne cenne doświadczenie, w następnym roku pójdzie mi lepiej :).
Fasola udała się pięknie. Siałam ją co dwa tygodnie, rządek tu, rządek tam i cieszyłam się zbiorami przez cały sezon. Miałam przede wszystkim odmiany szparagowe, żółtą i zieloną, ale też tyczną o płaskich żółtych strączkach. Miałam nasiona purpurowej, ale wzeszły słabo, zbiorów nie było.
Całkiem ładnie poszła mi za to uprawa fasolnika chińskiego. To warzywo bardzo lubi ciepło, więc spodziewałam się raczej porażki w ten niezwykle chłodny rok. A tymczasem fasolnik rósł ładnie i wydał wiele długich strączków. Na pewno to warzywo będzie stałym gościem w moim warzywniku.
Całkiem fajnie wyszły cukinie, miałam ich akurat tyle, ile mi potrzeba, a posadziłam 4 krzaczki. Dwa krzaczki patisonów też dały dokładnie tyle owoców, ile chciałam mieć. Spokojnie byliśmy w stanie to przerobić w kuchni. Cukinie i patisony też miałam z przygotowanej wcześniej rozsady i myślę, że to najlepsza metoda, by uzyskać zdrowe, dorodne rośliny. Będę tak robić co roku.
Ziemniaki i bataty
Tradycyjnie dwie skrzynie 1mx2m przeznaczyłam na ziemniaki. To ilość, która pozwala nam zbierać plony przez cały sezon, a potem zapełnić spiżarnię aż do Bożego Narodzenia. Miałam trzy odmiany (tak, ich nazw też nie pamiętam) o żółtej, fioletowej i czarnej skórce. Lubię mączyste ziemniaki, dlatego właśnie na takie odmiany postawiłam. Wyszły nieźle, choć te czarne początkowo nie kiełkowały. Byłam pewna, że nic z nich nie będzie, a tu niespodzianka! Przy wykopywaniu okazało się, że jest ich całe mnóstwo.
Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz, udały się bataty – to mój projekt testowy z tego roku. Pretekstem był wykiełkowany batat, którego znalazłam w pojemniku z warzywami (nieco zapomniany ;). uznałam, że skoro już wypuścił kiełek, to chce rosnąć i trzeba dać mu taką szansę. Dokupiłam kilka kolejnych i całą skrzynkę w warzywniku na tarasie przeznaczyłam na bataty. Zebrałam sporo, ale bulwy były raczej drobne.
Innym testowanym warzywem była skorzonera. To staropolskie warzywo, bardzo lubiane kiedyś na polskich dworach, nieco przypominające marchewkę, ale o charakterystycznej czarnej skórce. Udała się nieźle, ale niestety korzenie nie były proste, dosyć mocno się rozwidliły. W smaku pyszna. Ja przyrządziłam ją z makaronem, wcześniej obsmażając na maśle. Pyszota! Jednak ilość zachodu z tym warzywem była taka, że nie wyrywam się by je znowu hodować w przyszłym sezonie. Zobaczę, czy będę miała miejsce.
Wege porażki
Zaliczyłam w tym roku prawdziwą porażkę jeśli chodzi o groszek. Wysadziłam go bardzo późno i tylko jedną odmianę, o purpurowym kolorze. Jeszcze nie zaczął rosnąć, kiedy dopadł go mączniak. Strączki i ziarenka były łykowate.
Słabo mi szło z koperkiem. Czy uwierzycie, że koperek, który dotychczas u mnie w ogrodzie rósł dosłownie wszędzie, nie miał nawet jednego kwiatu. Po prostu go nie było. Nie kiełkował. Jak w przyszłym sezonie wszystkie te jego nasiona, które wpakowałam w ziemię wyrosną, to będę miała koperkową dżunglę.
Kwiaty w warzywniku
W tym sezonie w warzywniku hodowałam też kwiaty. Miałam piękne aksamitki strawberry blonde, które były niesamowicie urocze. Zakochałam się w nich i chcę je mieć także w kolejnych latach, dlatego zbierałam tyle nasion, ile tylko się dało. Niestety, nie było tego wiele. Deszczowa pogoda sprawiła, że przekwitające kwiaty obgniwały, zamiast usychać. Zobaczymy, czy zebrane przeze mnie nasiona wykiełkują. Jeśli nie, to na pewno kupię tę odmianę aksamitek.
Wybrałam też białe astry chińskie, które jednak z jakiegoś powodu zamierały na etapie siewki. To pewnie efekt zimnej i deszczowej wiosny. Jednak z kilkunastu sadzone, które przeżyły miałam dorodne trzy bukiety.
Jagodnik
Doskonale w tym roku udały się borówki amerykańskie. Obrodziły bardzo obficie. Nie mogę tez narzekać na jagody kamczackie. Wszystkie solidnie nawiozłam wiosną i wygląda na to, że to im dobrze posłużyło. Miałam tez całkiem przyzwoity zbiór porzeczek, agrestu za to zbyt dużo nie było. Być może to efekt tego, ze jesienią przesadzałam krzaczki i nie zdążyły się zaaklimatyzować na nowym miejscu.
Nieźle owocowały letnie maliny, owoce były słodkie i dorodne (to tez pewnie efekt wiosennego nawożenia), jednak jesienne odmiany, poza żółtą, okazały się porażką. To zapewne wina zimnych dni i dużej ilości deszczu.
Nie udały się też truskawki i szczerze mówiąc mam już ich trochę dość. Rabata z nimi ma 0,5 na 6m i nie udało mi się z niej zebrać ani jednej miseczki owoców. Mieliśmy tylko pojedyncze sztuki, dosyć drobne. Jesienią przebudowaliśmy to miejsce, podwyższając nieco grządkę, by zmieściło się więcej żyznej ziemi i zamierzamy całkowicie wymienić sadzonki. Postawię na więcej odmian, które powtarzają owocowanie.
A jak wasze obserwacje z sezonu 2020 w warzywniku?